Z niewielkiego pagórka dojrzał,
jak wzniecono ognisko. Ogień zapłonął także w jego oczach. Nie mógł zrobić zbyt
wiele, to fakt. Jednak plan, który narodził się w jego głowie był na tyle
absurdalny, że mógł zakończyć się powodzeniem.
Nigdy nie gonił za przygodą. Marzył
o życiu statecznym. Kochał książki. Chciał posiąść wszelką wiedzę, jaka była mu
dostępna i znać odpowiedź na każde pytanie. Ale pojawiły się pytania, na które
nie było odpowiedzi. I próbując je znaleźć, zagubił się. Ale później nie chciał
już szukać drogi powrotnej.
Zawsze bał się ognia. I koni.
Pewnego smutnego dnia znienawidził je najbardziej ze wszystkich zwierząt na
całym świecie. A ile przyszło mu później brać z nich użytku. Można powiedzieć,
że konie stały się w pewnym stopniu istotą jego historii. W punktach zwrotnych
zawsze były gdzieś blisko.
Teraz znów dosiadł konia. Koń może
okazać się jedyną nadzieją na ocalenie.
Oby tylko nadeszło.
Nie zastanawiając się dłużej, wbił
pięty w boki zwierzęcia.
Pognał na spotkanie z przeznaczeniem.